Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, czyli 5 największych dylematów początkującego kolekcjonera.
Ikony na kocykach, rarytasy u babci za szybą, niespodzianki z netu – łowy na okazje! To lubimy najbardziej.
Okazje! To one wydają się być największą siłą napędową rynku kolekcjonerskiego. Czy aby na pewno dają największy zwrot z inwestycji? Jaki zwrot? Przecież my nie mamy ochoty handlować, przecież kolekcjonujemy bez podtekstów? Chodzi o sztukę! Czy aby na pewno?
Dylemat 1. Jak się powstrzymać przed zakupami?
Wielu z nas zaczyna od tego, że coś mu się spodobało i po prostu ma ochotę to kupić, a że cena niska, to czemu nie? Chwilę potem w naszym mieszkaniu z wielu szaf, regałów i kartonów wyzierają „prawie klasyki” wszelkiej maści. Okazuje się, że te prawdziwe rarytasy raczej rzadko są dostępne za 20 złotych… A więc kupujemy (też piękną) tę drugą ligę, okłamując się, że to się nam na pewno opłaci. Już w chwilę po zakupie wiemy, że ten nasz „prawie rarytas” będzie trudno sprzedać drożej …ale co tam, raz się żyje, a nóż się uda. Okazja nęci i woła jak syreny żeglarzy rozbijających się na rafach i choć wszyscy o tym wiedzą, to i tak dalej płyną i płyną…
Na tę przypadłość, zwaną zakupem okazyjnym, nie ma recepty. Tylko wyjątkowo ortodoksyjni kolekcjonerzy potrafią sprostać wyzwaniu odmówienia sobie przyjemności wydania niewielkich kwot. Ale nie traćcie nadziei może i Wam się w końcu uda?!
Dylemat 2. Sprzedać czy poczekać?
Na początku 2016 roku postanowiłam część mojej kolekcji sprzedać w domu aukcyjnym. Przygotowałam się do tego całkiem konkretnie i ponad 150 obiektów trafiło pod młotek. Większość się sprzedała. Wiedziałam, że po wydaniu książki mogłabym prawdopodobnie zarobić więcej ale uznałam, że: a. a nóż nikt mojej książki nie kupi i ceny i tak nie wzrosną (!), b. byłoby nie w porządku korzystać z takiej wykreowanej samodzielnie koniunktury ( ups, idealistka w czwartej generacji … uwaga: to jest nieuleczalne!). No i sprzedałam. Właśnie mija rok od tamtej decyzji. Średnie ceny po opublikowaniu mojej książki „Zacznij kochać dizajn. Jak kolekcjonować polską sztukę użytkową” wzrosły 6-krotnie, a na niektóre obiekty 10-krotnie…
No, cóż jeśli zapytacie mnie czy sprzedawać czy czekać odpowiem: zawsze czekać! Dizajn połowy XX wieku będzie tylko rósł w cenę i wartość, w tym materialną. Jak macie się tego posłuchać, to ja już nie wiem – jestem, jak widać, marnym przykładem człowieka rozsądnego. Jestem raczej niepoprawną idealistką. Na szczęście mam tych obiektów jeszcze całkiem sporo więc jest nadzieja, że nie wszystko stracone. Nie spieszcie się!
Dylemat 3. Katalogować czy tylko gromadzić?
-Ja nie jestem muzealnikiem, a to nie jest żadna poważna kolekcja, nie znam się aż tak, a poza tym pamiętam, że to Horbowy, a to Drost – rzuciła poddenerwowana koleżanka gdy delikatnie zwróciłam jej uwagę, że może warto prowadzić katalog swoich obiektów. Nie chciała. A sprawa była tym razem jak najbardziej poważna i naprawdę się opłacała. Kilka miesięcy później zgłosił się do niej pewien portal, który pośredniczył w wysyłce obiektów vintage do USA. Niestety nie miała wiedzy co posiada : ani ile ?, ani jakich obiektów ? i w jakich cenach? i z jakich lat? Nie wiedziała też jakie są wymiary tych przedmiotów ( potrzebne do wysyłki ) etc, etc. Zebranie tego wszystkiego razem zajęłoby jej ze 3 tygodnie – niestety tyle czasu nie było… Uparta z niej Ślązaczka bo tak się zacięła po tej porażce, że teraz to już na pewno nie skataloguje. Nie, to nie i koniec! Ona nie musi. Mam nadzieję, że nikt nigdy nie włamie się do niej do domu… z tym uporem i bez katalogu nie ma szansy porządnie ubezpieczyć kolekcji, a jedna jej figurka warta jest kilkanaście tysięcy złotych ale co tam …
Katalogowanie poza pragmatycznym celem pozwalającym na ubezpieczenie kolekcji, jej szybkie wypożyczenie, czy szybkie wysłanie opisu potencjalnym kupującym, przynosi jeszcze inne korzyści. Katalogując swoje skarby musimy je dokładnie obejrzeć i opisać czyli zastanowić się nad ich cechami, walorami, atutami lub błędami i wadami. Dzięki katalogowaniu uczymy się widzieć bo musimy nazwać cechy przedmiotu! Każdemu początkującemu kolekcjonerowi doradzam tę lekcję pokory i cierpliwości: najpierw opis czyli analiza ( katalogowanie), potem interpretacja ( kontekst na tle innych), a na końcu wartościowanie ( artystyczne i wycena ) Nie odwrotnie! Ale kto by tam chciał tyle czasu na to poświęcać? Po co to komu? A potem zdziwienie – ten wazon tyle warty? Ależ ja go widziałam kilka razy w internecie ale do głowy mi nie przyszło że on taki cenny i dobry? No nie przyszło i nie przyjdzie póki nie patrzymy ze zrozumieniem, swoje lekcje po prostu trzeba odrobić.
Acha i jeszcze jedno: szczęściarze, to zazwyczaj Ci, którzy swojemu szczęściu nieźle w życiu pomogli…
Dylemat 4. Wierzyć na słowo?
Historia tym razem jest tak banalna, że aż trudno się ją opowiada. Pan Z. przyjeżdża co roku na targi staroci w mieście Ł. Znany jest z tego, że zawsze ma okazyjne obiekty dla zaufanych. Wielokrotnie słyszano, że nie zawsze one takie okazyjne ale co tam w końcu on wie, że ktoś się skusi. I rzeczywiście. Talerze są prawie malowane podszkliwnie, rysunek na nich jest prawie z lat 60-tych, a sygnatura jest prawie tej wytwórni co trzeba.
Prawie. Ponieważ pan Z. jest miły, to ceny ma nie za wysokie i nie za niskie ot, okazyjne. I sprzedaje. A potem po roku gdy ktoś zwraca uwagę, że to jednak nie był oryginał pan Z. oświadcza, że on nie miał pewności ale gdyby to był oryginał, to przecież nie za tę cenę by sprzedawał. I tu rośnie przewaga internetu – jeśli obiekt okaże się inny, niż to, co było zawarte w opisach, wówczas spokojnie możemy zwrócić obiekt i dochodzić swoich praw. Ale, ale jest zastrzeżenie — trzeba dokładnie czytać opisy, ba! nawet prosić pisemnie o dodatkowe informacje. Najlepiej jak sprzedawca potwierdzi, że to oryginał. Jeśli tego nie robi, to znaczy, że sam ma wątpliwości – jeśli taki obiekt kupujemy, to już nasze ryzyko! I nie ma co potem wieszać psów na sprzedającym. Nasza wpadka i w dodatku na życzenie. Nie ma co jednak rozdzierać szat: każdemu, naprawdę każdemu, taki przypadek się zdarzył przynajmniej raz – ważne by wyciągać z niego wnioski!
Nie zawsze warto kupować tanio, a zwłaszcza…falsyfikaty 😉
Moja rada jest w tym przypadku konkretna: albo kupujesz tanio i ryzykujesz ale nie masz potem do nikogo pretensji albo zwróć się do eksperta by Tobie pomógł przy stwierdzeniu autentyczności. Wiedza kosztuje ale nikt nie obiecywał, że Twoje hobby będzie wyłącznie pasmem okazji i szczęśliwych trafów. Gdyby tak miało być, podejrzewam, że byłaby to mało liczna i mało ciekawa kolekcja. Nie wszystko trzeba kupować za bezcen – ważne żeby kupować z głową
Dylemat 5., czyli dublety, dublety…
Legendy miejskie o wymianach wśród kolekcjonerów krążą przy kawiarnianych stolikach i na forach. I co ważne, są prawdziwe. Wielokrotnie zdarzało się, że spotyka się dwóch kolekcjonerów z dubletami i choć jeden nie ma odpowiedniej kwoty za obiekt pożądania, który chce nabyć, to ma coś, co jest cenne dla kolegi. Takie wymiany mają sens ale tylko wtedy gdy masz dublet albo i dwa… Dlatego warto polować na uznane przedmioty, które już masz ale jesteś pewien ich wartości. Nadjedzie ich czas. Wytrawny kolekcjoner niekoniecznie musi mieć od razu setkę najbardziej znanych przedmiotów, ikon i rarytasów, wystarczy, że ma 30 ale zdublowane – szybko może się okazać, że pozyska pozostałe w drodze wymiany. Tak, tak do wszystkiego trzeba odpowiedniego podejścia i strategii nawet do zbierania „starych wazonów” – mówię Wam świat jest skomplikowany i pełen zasadzek.
A, zapomniałam. Żeby dojść do etapu naprawdę korzystnych wymian trzeba pozyskać sobie zaufanie innych kolegów „niedoli kolekcjonerskiej”. Bez niego ani rusz. Więc warto pracować na swoją reputację, pomagać, odwdzięczać się i być przyjaznym. Przekazać ważną informację, udostępnić katalog i pomóc w trudnej transakcji. W tym świecie nic tak dobrze nie działa jak wzajemne relacje, a te buduje się latami, a nie trzema przypadkowymi aukcjami… warto o tym pamiętać. Prawdziwy kolekcjoner, taki od prawdziwych rarytasów, nie tylko chce pozyskać okaz ale lubi się też pochwalić od kogo, czyli z jakiej kolekcji, go ma. Ta grupa jest wybredna i lubi spędzać czas na dobijaniu interesów z miłymi ludźmi – to jest część tego hobby. Spędzanie czasu na rozmowach z miłymi i obytymi „ludźmi od rzeczy” daje poczucie radości i przynależności do grona ciekawych estetów. Warto o tym pamiętać odpowiadając na zadane pytanie i dostarczając sprzedane obiekty — nie wiadomo kto może się czaić po drugiej stronie …sieci
Autor zdjęcia: Max Zieliński
-
Małgorzata G.
-
Beata Bochińska
-
Małgorzata G.
-
Beata Bochińska
-
-
-
-
Hubert Siemieńczuk
-
Beata Bochińska
-
-
Krzysztof Janyst