Szklana partyzantka — na pierwszy ogień!
Piszę kolejną książkę. Koniec ukrywania się. Oświadczam wszem i wobec, a wszystko po to żeby się czuć zobligowaną oraz zmotywowaną do codziennego działania na niwie pisarskiej (o matko, jak mi się czasem nie chce!). Będzie o ludziach i rzeczach czyli o… ludziach od rzeczy. Tych najciekawszych. Wyjątkowych.
Postanowiłam, że takie poboczne tematy „co to przy okazji i w zasadzie lekko obok” będą się pojawiały właśnie tutaj – dla najwytrawniejszych i najmilszych czytelników. Czyli taki backstage
z pisania. Same smaczne kąski, które pewnie do książki nie wejdą…
Jeden rozdział na sto procent muszę poświęcić facetowi kompletnie niepoprawnemu. To jest zupełnie niezwykły człowiek: zdolny jak diabli, a jednocześnie zadziorny jak Święci Pańscy… nazywa się Wiesław Krysiak. Ukończył jak oni wszyscy, projektanci od szkła, wrocławską ASP
u profesora Stanisława Dawskiego. Artysta pełną gębą.
Wiesław był wariat ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Gdy go poznałam, a miałam wtedy całe 24 lata, zaproponował mi współprowadzenie galerii! Uznał, że „power to ta mała z historii sztuki ma, w dodatku robotna i chce się jej jak diabli — co jest dość rzadkim darem wśród teoretyków na uniwersytetach…” I tak zostałam wspólniczką w galerii sztuki! Pełnoprawną :), przed dyplomem!
Historia naszej współpracy była naprawdę niesamowita, wystawy otwieraliśmy jedna, po drugiej ale najciekawsze z tego były podróże. Dzięki Wieśkowi poznałam dziesiątki projektantów różnych dziedzin. Tuzy. Mój Boże co to były za rozmowy, za wspomnienia. I z tego urodził mi się pomysł by napisać pracę magisterską na szacownym Uniwersytecie Warszawskim w Instytucie Historii Sztuki pod tytułem : „Szklana Partyzantka” – no powiem wam, że chyba tylko ktoś w tym wieku
i z solidnie podniesionym progiem ryzyka może wpaść na taki pomysł! Pisałam tam o realizacjach, które po cichu, po godzinach robili projektanci z hutnikami, a potem wywozili je za granicę
w bagażnikach i sprzedawali w galeriach Amsterdamu, Sztokholmu i Londynu. Nikt o tym zjawisku
ani pisnął bo to wszystko było nielegalne…
Doszło do lekkiego skandalu albowiem po pierwsze nie bardzo wiadomo było kto by miał tę pracę poprowadzić? Wzornictwo przemysłowe nie było wykładane na UW w ramach zajęć
z historii sztuki. Po drugie miałam już wówczas nakręcony własny program TV na temat tego zjawiska oraz gotową wystawę i katalog… poszłam zatem do profesor Marii Poprzęckiej i zapytałam bezczelnie czy to mogłyby być składowe tego dyplomu i że oczywiście rozumiem, że szacowna komisja musi pewnie na żywo zobaczyć wystawę, więc ja chętnie ją pokażę w Warszawie i nawet już zaczęłam rozmowy z IWP…
Profesor Poprzęcka ówczesna dyrektor instytutu zachowała zimną krew. I nie wyrzuciła mnie
za drzwi za ten tupet młodziaka. Do tej pory przyjęte jednak było, że najpierw się bronimy i zostajemy pasowani na historyka sztuki, a dopiero potem wystawiamy cokolwiek i raczej nie w roli kuratora na dzień dobry… Ale cóż „kobyłka u płota” i zgodę na taki dyplom dostałam.
Promotorką została specjalistka od sztuki użytkowej i znawczyni Art Deco profesor Anna Sieradzka. Ryzykowali wszyscy, ale zgodzili się, w zadziwieniu kręcąc głowami nad tupetem bezczelnego dziewczęcia.
Zwiozłam do Warszawy, dzięki Wieśkowi, który pootwierał mi drzwi do niezwykłych ludzi, same rarytasy. Dość powiedzieć, że pokazałam szkła Małgorzaty Dajewskiej, Barbary Miszczyk, Janusza Kazaneckiego, Ludwika Kiczury, Mariusza Łabińskiego, Kazimierza Pawlaka, Stanisława Borowskiego i wielu, wielu innych, pierwszych nazwisk polskiego szkła.
Zaskoczeniem był wybudowany z neonów — w zaciemnionej sali — piec szklarski w IWP, a przemawiający w imieniu artystów agent Stanisława Borowskiego z San Francisco wzbudził prawdziwą sensację. Facet sprzedawał obiekty Borowskiego za dziesiątki tysięcy dolarów i ze spokojem oświadczał, że wystawa jest na światowym poziomie, i że on musiał na nią przylecieć… Profesorowie Paweł Banaś, Antoni Zięba i Tadeusz Jaroszewski oraz Anna Sieradzka i Irena Huml dopełniali grona gości. Śmietanka towarzyska historii sztuki z kilku miast. Wystawa została uznana
za najlepszą wystawę roku przez Ministerstwo Kultury i pojechała do Meksyku i USA na zaproszenie muzeów i największego stowarzyszenia artystów szkła na świecie. Oczywiście, podobnie
jak na jej produkcję tak i na jej wywóz, zdobyłam sama sponsorów i pieniądze… Dzisiaj myślę, że miałam wówczas więcej szczęścia niż rozumu, że spotkałam na swojej drodze artystę tak zdolnego, a jednocześnie tak otwartego na nierealne pomysły jakim był Wiesław Krysiak. I dlatego
o jego twórczości i dokonaniach na pewno przeczytacie niejedną historię w mojej książce bo takich wariatów, eksperymentatorów trzeba nam jak najwięcej i ich życiorysy oraz twórcze dokonania muszą być utrwalone!
Tak młodsze pokolenie spłaca swoje długi starszym
-
Tomasz Wawrzyniak